Strony

niedziela, 9 czerwca 2013

Pomóż mi/cz.2

 Dla Edge za jej pomysł i miłe rozmowy na gadu :)
 Dla Florence za nasze rozmowy kicia :)

Z drzewa spadły pierwsze liście,a jesienny wiatr otulał twarze uczniów,którzy pierwszego października udali się do wioski.Każdy z nich chciał koniecznie udać się do Fred'a i Georg'a,aby zakupić zaczarowane fasolki czy po prostu czekoladowe żaby.Niektórzy mieli większe ambicje i zamiast dowcipów,wybrali księgarnie.Taką osobą była Hermiona,która niechętnie była nastawiona do wyjścia ze swojej sypialni.Z miną cierpiętnicy,snuła się pomiędzy regałami szukając czegoś ciekawego.Ostatnimi czasy jej stan poprawił się,ale nie na tyle,żeby skakać ze szczęścia.Odgarnęła ręką zabłąkany kosmyk włosów,który wypadał z luźnego koka.Na nosie miała czarne okulary,które nosiła aby zakryć sińce pod oczami.Westchnęła cicho i z powrotem schowała ręce do jesiennej kurtki,którą znalazła w jednym kartonie w Pokoju Życzeń.Była w kolorze granatu zakończona ściągaczami,które podkreślały chude ręce dziewczyny.Skrzywiła się lekko,kiedy napotkała wzrokiem Malfoy'a.Od momentu,w którym poprosiła o pomoc,unikała chłopaka szerokim łukiem.Tak bardzo nie chciała z nim rozmawiać,tym bardziej go widzieć.Kiedy on zjawiał się w Wielkiej Sali,ona z niej wychodziła.Na lekcji Eliksirów nie reagowała na jego zaczepki,liściki czy nawet ciche lamenty.
Odwróciła wzrok i niczym rozjuszona kotka,zaczęła szybkim krokiem kierować się ku wyjściu.Przez chwile myślała,że od nadmiaru adrenaliny,serce wyskoczy jej z piersi i końcem końców,jej niema prośba się spełni.Jednak nawet Hermiona nie chciała umierać w księgarni.
-Mam Cię-usłyszała triumfalny głos Malfoy'a,tuż nad jej uchem.Napięła mięśnie,kiedy poczuła jak łapie ją za nadgarstek.Uczucia związały się w jeden,ciasny supeł zaciskając się w jej brzuchu.Nie lubiła,kiedy ktoś ją dotykał,bała się.
-Przepraszam,Granger-zaczął wiedząc,że dziewczyna nie odezwie się pierwsza-Ale może zaprzestałabyś tego nadmiernego ignorowania mojej szanownej osoby?-spytał,siląc się na uprzejmy ton głosu.
-Szanowny Ślizgonie-mruknęła-Może taka nieszczęśliwa dama,jaką jestem,nie chce z Tobą rozmawiać?
-Niechaj Szanowna dama zrozumie,iż jeśli Draco Malfoy sobie coś postanowi,to dąży do tego,więc jeśli nieszczęśliwa dama nie weźmie zaraz swojego tyłka w obroty,to skończy się to źle-wycedził,akcentują każde słowo po kolei.Był zły na Gryfonkę i wcale nie zamierzał się z tym kryć.
-Boli-syknęła,spoglądając na swój uwięziony nadgarstek.Blondyn wypuścił powietrze z głośnym świstem i puścił Hermionę.Nadmiar emocji,które się w nim znajdowały chciały za wszelką cenę znaleźć ujście.Młody miliarder wziął kilka głębokich wdechów,po czym dokładnie zilustrował swoją kompankę.Stała nieruchomo,a jej oczy utkwione były w jego marynarce.Zaśmiał się w duchu,gdy zobaczył jej kurtkę,która ewidentnie była na nią za duża.
-Koniec oglądania,wychodzimy-powiedział głosem niewnoszącym sprzeciwu.Zrezygnowana Hermiona zaczęła stawiać pierwsze kroki,kiedy zobaczyła przy kasie rudą czuprynę,przystanęła na moment.Ron wraz z Alice stali i czekali,aż staruszka za kasą wyda im resztę.Uśmiechnęła się w duchu widząc,jak jej przyjaciel mierzwi włosy swojej drugiej połówce,a ona rumieni się na ten gest.W głębi duszy cieszyła się na ten zbieg okoliczności,jednak postanowiła ruszyć dalej,wiedząc,że nie da rady powiedzieć parze czegoś miłego.Nie chciała ranić Ron za żadne skarby.
**
-Nie-zaśmiał się ponuro Draco,rozkładając się wygodnie na jednej z kanap przy fortepianie.Przyprowadził Hermionę w to miejsce,zauważając,że tylko tutaj jest spokojniejsza.
-Dlaczego?-spytała po raz kolejny,uparcie wyczekując odpowiedzi.Draco westchnął zdając sobie sprawę,że mimo depresji,dziewczyna zachowała swój upór.
-Zamknij się,Twoje marudzenie tylko mnie drażni-mruknął cicho i zamknął oczy,rozkoszując się chwilową ciszą.
-Opowiedz mi coś o sobie-poprosiła ostrożnie Hermiona,skubiąc paznokcie.Miała mętlik w głowie i sama już nie wiedziała czy może czuć się bezpiecznie w towarzystwie Ślizgona.Był nieobliczalny,tak samo jak jego Ojciec.Skąd mogła mieć pewność,że nic jej nie zrobi?Do oczu napłynęły jej łzy,które za wszelką cenę chciała ukryć.Nie może pozwolić sobie na kolejny atak,musiała być silna.
-Nie lubię piwa kremowego-powiedział cicho,zaskakując Hermionę.Siedział i wpatrywał się w szary sufit,jak w piękne malowidło.Dziewczyna nie odezwała się,nie chcąc przerywać jego obecnego stanu.
-Lubię Pansy,jest mądra-mruknął, wzruszając ramionami-Nigdy nie dostałem prezentu na urodziny od rodziców-szepnął,marszcząc brwi-Są za dwa dni.
Spojrzał na Hermionę,a w jej oczach dostrzegł zrozumienie.Otrząsnął się z chwilowego letargu i na nowo przybrał maskę obojętności.Przed nikim się nie otwierał,tym bardziej nie chciał tego zrobić przed Granger.
-Lubię koty-wypaliła po chwili-Są inteligentne.
-Gdzie podziałaś swojego krzyworyja?-spytał ironicznie,a rany na sercu dziewczyny na nowo się otworzyły.
-Nie żyje-wycedziła przez zaciśnięte zęby.
-Starość nie radość-powiedział obojętnie-To chyba mugolskie powiedzenie,prawda?
-To,że Twoja wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce od herbaty nie świadczy o tym,że wszyscy są tak upośledzeni,Malfoy-syknęła w odpowiedzi Hermiona,mrużąc swoje opuchnięte oczy.
-Wraca stara Granger,czy mam omamy?-spytał retorycznie,uśmiechając się ironicznie.
-Zdaję mi się,że to wcześniej wspomniane upośledzenie-odpowiedziała mu łamiącym się głosem.Zdusiła w sobie jęk bezradności.Kilka niepotrzebnych słów,a ona poczuła się się okropnie.Dobre dwadzieścia minut zajęło jej odgonienie od siebie złych myśli,skupiając się na jednej rzeczy.Pociągnęła nosem i spojrzała na niewzruszonego Ślizgona.
-Malfoy,co trzymasz w marynarce?-zapytała,po czym skinęła głową na jego kieszonkę z której wystawała zaokrąglona końcówka tajemniczego przedmiotu.
-Scyzoryk,Granger-powiedział spokojnie i z błyskiem w oku,wyjął go z kieszeni.Był w kolorze zielonym ze srebrnymi wstawkami,zaś po wewnętrznej stronie widniał wyżłobiony napis.Szatynka odchyliła głowę,by móc go przeczytać,jednak chłopak zakrył napis ręką.Hermiona ze zrezygnowaniem spojrzała w jego oczy,domyślając się że owy przedmiot musi być oczkiem w głowie Blondyna.
-Dostałem go od dziadka-powiedział zamyślony,okręcając go w palcach.Jego oczy pociemniały,a dziki błysk ogarnął jego spojrzenie.Wydawał się niebezpieczny,a szaleńczy wzrok utwierdzał Hermionę w przekonaniu,że jest nieobliczalny.
-Draco...-szepnęła,odwracając wzrok.W pewnej chwili chłopak nie wiedział o co jej chodzi,więc nadal bawił się swoją zabawką,lecz gdy po dziesięciu minutach spostrzegł,iż Hermiona uporczywie wpatruje się w nicość,złożył scyzoryk i schował do kieszeni.Zmarszczył nos,widząc,jak dziewczyna wypuszcza powietrze i przymyka oczy.Musiała minąć chwila,zanim arystokrata doszedł do rozwiązania absurdalnego zachowania Gryfonki.
-Boisz się mnie?-spytał z nutką kpiny.
Hermiona przeniosła wzrok na niego,zaś swoją lewą ręką odgarnęła włosy do tyły.Kiwnęła twierdząco głową.
-Nic Ci nie zrobię-powiedział szybko-Nie krzywdzę kobiet,Granger.
-Jaką mogę mieć pewność?Jeden kat mi wystarczy-wyszeptała,połykając słone łzy.Ciepło wypełniło serce blondyna rozmrażając je do końca.Rysy jego twarzy złagodniały,a maska zniknęła.
-Granger,powiedz mi wszystko-poprosił ją mimo,że jego wiedza i tak była wystarczająca.Hermiona złamała się i z głośnym szlochem,zaczęła wyrzucać z siebie każde uczucie,każdą słabość i każdy problem.Draco tak jak poprzednio,po kilku zdaniach opowieści miał dość.Krew w jego organizmie buzowała,a chęć mordu osiągnęła apogeum.Swoje uczucia oraz czyny trzymał w ryzach,nie chciał jej spłoszyć,tym bardziej że mu zaufała.
-Odprowadzisz....mnie..do mojej sypialni?-zapytała cicho-Wiem...tam będzie Ginny i ...Ona..Ona ..-nie dokończyła,gdyż jej głośny płacz odbił się echem po pomieszczeniu.
**
Do godziny wieczornej siedzieli w Pokoju Życzeń i słuchali siebie nawzajem.On chłonął informacje o niej,o jej problemach,o życiu.Ona słuchała jego sarkastycznych powiedzonek,głupich tekstów,które nie raz tego wieczoru doprowadzały ją do płaczu.Minęła godzina 22,a Hermiona zasnęła na sofie,szczelnie otulając się swoją kurtką.Draco,który lubił obserwować ludzi,skupił się na małej Gryfonce.Podziwiał jej usta,jej oczy,jej uszy,jej zadarty nos.Nie była nadzwyczaj piękna,urokliwa czy seksowna.Była inna niż wszystkie uczennice w Hogwarcie.Nie ociekała kiczem,nie była idiotką,a jej oczy zdradzały głęboko skryte uczucia.Chłopak westchnął cicho i bardzo delikatnie podniósł ją z kanapy.Przeraził się w duchu czując,że dziewczyna waży mniej niż piórko.W głębi duchu obiecał sobie,że nawiedzi jej przyjaciółkę i nieźle ją opieprzy.
Przeszedł odpowiedni korytarz,skręcił w lewo i czubkiem swojego buta,stuknął kilka razy w drzwi.W duchu modlił się,aby dziewczyna nie obudziła się akurat teraz,gdyż skończyłoby się to kolejny atakiem.
Drzwi od dormitorium otworzyły się,a w nich stanęła uśmiechnięta od ucha do ucha,Ginny.
Bez słowa wyminął dziewczynę i żwawym krokiem udał się do mahoniowych drzwi po lewej stronie.
-Hasło?-warknął pod nosem,nie zaszczycając spojrzeniem pozostałych osób w pomieszczeniu.

-Czekoladowe landrynki-odpowiedział Blaise,bacznie przyglądając się swojemu przyjacielowi.Pchnął drzwi i po chwili znalazł się w królestwie szatynki.Podszedł do wielkiego łoża,które znajdowało się po prawej stronie,tuż obok małej drewnianej szafki.Ułożył dziewczynę,po czym przykrył ją kołdrą w kolorze butelkowej zieleni.Westchnął cicho rozglądając się po pomieszczeniu.
Ściany koloru pudrowego różu,kontrastowały się z drewnianymi dodatkami.Na przeciw łóżka stała szafa,zaś obok niej małe szafki na których porozrzucane były rzeczy dziewczyny.Pod oknem stała mała sofa,która była pokryta poduszkami w krztałcie serca.Draco skrzywił się niezacznie i przeczesując swoje blond włosy,skierował się ku drzwiom.
Zacisnął pięść widząc,jak jego najlepszy przyjaciel leży wraz z Weasley na jednej kanapie.
-Widzę,że dobrze się bawicie-syknął w ich stronę,opanowując swój gniew.
-Widzę,że Ty również nie próżnowałeś-odpowiedział mu tym samym Blaise-Co jej zrobiłeś?
-Z racji tego,że przepłakała dobrych kilka godzin,nie zdążyłem zrobić nic-warknął,po czym spojrzał na Ginny mrużąc oczy-Fatalna z Ciebie przyjaciółka,Weasley.
Dziewczyna spuściła wzrok,nerwowo skubiąc paznokcie.Cały dzień spędziła z Blaisem i ani razu nie pomyślała o Hermionie.Pociągnęła nosem,czując jak pierwsze słone łzy spływają jej po policzku.Usłyszała ciche prychnięcie,a po chwili trzask zamykanych drzwi.
-On ma rację-szepnęła do Blaise'a- Ja muszę z nią być.
-Nie przejmuj się tym imbecylem,Ginny- powiedział spokojnie chłopak,przygarniając kruche ciałko dziewczyny w swoje ramiona-Nie płacz,maleńka.
**
Cisnął butelką o ścianę,a jego krzyk wypełnił pomieszczenie odbijając się echem pomiędzy murami zamku.Był bezradny,czuł się jak małe dziecko,któremu umarła złota rybka.Emocje zalały jego umysł,a on za wszelką cenę chciał się ich pozbyć.Kolejna butelka,którą opróżnił upadła na podłogę,rozbijając się z głośnym brzdękiem.Tak bardzo potrzebował zrozumienia,które dzisiaj zobaczył w oczach dziewczyny.Był wobec niej bezradny.Nie umiał jej pomóc,chociaż tak bardzo tego pragnął.Czuł się bezużyteczny,a całą winę zrzucił na swojego pieprzonego Ojca.Maniak czystości krwi, uwielbiający dawać bolesne lekcje przetrwania własnemu synowi.Prychnął pod nosem stwierdzając,że był tylko zabawką w ręku Ojca.Gdyby kazano mu go zabić,bez mrugnięcia oka zrobiłby to.Zacisnął zęby,a z jego oczu poleciały pierwsze łzy bezsilności.Tak bardzo chciałby być normalny.Tak bardzo pragnął mieć kochającą rodzinę,że byłby w stanie oddać za to cały swój majątek.Pod maską obojętności krył się chłopak,który cierpiał.Bał się,że jego próżność ułożyła mu drogę do samotnej śmierci.
-Kurwa-warknął i otarł łzy z policzków.Nikt nie wiedział,że Draco Malfoy tak na prawdę kochał koty.Nikt nie wiedział,że Draco Malfoy jest uzależniony od alkoholu.Nikt nie wiedział,że tak na prawdę nie lubił grać w Quidditcha,jedynie przyjemność sprawiało mu latanie na miotle.Czuł się wolny,nieograniczony.Uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie jego pierwszej miotły.Używana przez jego dziadka,który był dobrym człowiekiem.Zmarł kiedy chłopak miał siedem lat,akurat na jego urodzinach.Nie mógł nazwać tego przypadkiem,ani naturalną śmiercią.Otruli go,a potem z zimną krwią patrzyli,jak odchodzi.
Ślizgon uderzył pięścią w ścianę,a z jego kłykci popłynęła stróżka krwi.Zamknął oczy pozwalając,aby jego oddech się uspokoił.Zmarszczył brwi,kiedy do jego uszu doszedł cichy syk,a niebieskie światełko rozbłysło po pomieszczeniu.Spojrzał na swoją kieszeń,gdzie zawsze chował scyzoryk.Zawahał się przez moment,jednak już po chwili trzymał przedmiot w ręku.Ze skupieniem przyjrzał mu się uważnie,na nowo ilustrując napis.Słowa mieniły się na każdy kolor,a cichy syk,był głosem dziadka.
-Ne timeas a facie verborum.
Zdezorientowany Draco powtarzał w myślach słowa dziadka,próbując je przetłumaczyć.Przetarł wolną dłonią czoło,przypominając sobie podstawy łaciny.Pokręcił głową,kiedy zdał sobie sprawę,że owy napis to motto starca.Bił się z myślami,nie do końca rozumiejąc przesłanie.
Tak bardzo zatracił się w myśleniu,że dopiero po chwili zdał sobie sprawę,że nadal stoi pod kruszącą się już ścianą.Z nieodgadnioną miną,przyparł ostrze noża do ściany i mocnymi ruchami zaczął w niej rzeźbić.Z każdą sekundą jego postawa ulegała zmianie.Walczył z samym sobą,uporczywie powstrzymując łzy.Nadal był bezsilny,a krwawiąca ręka skutecznie utrudniała mu pracę.
Chuchnął,a pył osiadł na jego czarnej koszuli.Odrzucił scyzoryk w pobliski kąt i chwiejnym krokiem,odsunął się od ściany.Pociągnął nosem i nakładając swoją maskę,szybkim krokiem wyszedł z Pokoju Życzeń.Rozluźniając swój krawat, szedł przez lochy uważając aby nikogo nie spotkać.Wszedł do Pokoju Wspólnego,po czym oparł się rękoma o kominek,oddychając głeboko.Powtarzał sobie w myślach chore słowa Ojca,które zawsze doprowadzały go do porządku.
-kurwa-warknął po raz kolejny,kiedy nic mu nie pomagało,a chęć rozpłakania się wzrosła do maksimum.Odwrócił się na pięcie z chęcią rzucenia się na pobliską kanapę,jednak jego plan pokrzyżowała mu Pansy.Stała przed nim,a jej duże zielone oczy wpatrywały się w blondyna ze współczuciem.Włosy miała roztrzepane,a na sobie jedynie koszulkę samego arystokraty.Zadrgały mu wargi,a w kącikach oczu zgromadziły się łzy.Kolejna wojna,którą toczył odbywała się w jego sercu.Bał się dopuścić kogokolwiek do swojego prawdziwego oblicza.Bał się odrzucenia.
Pansy z cierpliwością czekała na ruch chłopaka.Długo czekała na ten moment w którym blondyn się złamie i pokaże jakiekolwiek emocje.Kochała go jak brata,a przecież bliskim nie pozwala się cierpieć,prawda?
Draco wstrzymał oddech i jednym powolnym ruchem zbliżył się do Ślizgonki,po czym wtulił się w nią,jak małe dziecko.
-Wkopałeś się,Smoku-szepnęła mu do ucha dziewczyna,mocniej go przytulając.
**
Gwałtownie się podniosła,obudzona głośnym hukiem.Krople deszczu spadały na parapet,a błyskawice przecinały ciemne niebo.Szatynka wzięła głęboki wdech i spojrzała na zegarek.Była siódma rano.Przetarła ręką oczy,przypominając sobie poprzedni wieczór.Westchnęła,gdy stwierdziła,że popełniła kolejny błąd w swoim popieprzonym życiu.Zastanawiała się,dlaczego mu zaufała?Pokręciła głową,jakby chciała wyrzucić wszystkie złe myśli.Wstała i podchodząc do szafy,wyciągnęła z niej parę jeansów i biały sweter.Wzięła szybki prysznic,po czym związała włosy w niechlujną kitkę.Schowała ręce do kieszeni i opuściła sypialnię,wchodząc do Pokoju Wspólnego.Stanęła i spojrzała na swojego współlokatora,który krążył po pomieszczeniu.
-Wszystko dobrze?-spytała,bacznie przyglądając się chłopakowi.
-Tak,wszystko dobrze-mruknął bez przekonania- Ginny zaraz tu będzie.
Szatynka skinęła tylko głową i nie czekając na swoją przyjaciółkę,wyszła z dormitorium.
-Hermiona- usłyszała,gdy znalazła się przy wejściu do Wielkiej Sali.Odwróciła się i ujrzała Ron'a.Przyglądał się jej z uśmiechem na ustach.
-Cześć,Ron-przywitała się-Zjemy razem śniadanie?
-Nie mogę,umówiłem się z Alice-wyjaśnił-Chciałem spytać czy u Ciebie jest lepiej?
-Troszeczkę-mruknęła zgodnie z prawdą-Przepraszam,jestem głodna.Pozdrów Alice.
-Nie ma sprawy-powiedział i ucałował dziewczynę w czoło-Trzymaj się,okej?
Szatynka skinęła tylko głową i weszła do Wielkiej Sali.Ze spuszczoną głową usiadła obok Nevilla,który wertował strony grubej księgi.Nałożyła na talerz łyżkę sałaty i z wielką niechęcią zaczęła konsumować swoje śniadanie.Pomiędzy przerwami w jedzeniu,obserwowała schodzących się uczniów.Cho i Harry wraz ze świtą ludzi,szli dumnie na przodzie nie zaszczycając Hermiony ani jednym.Prychnęła cicho pod nosem,wyobrażając sobie ich wesele.Z głośnym westchnięciem do sali wszedł Draco,a tuż za nim Pansy.Obydwoje wyglądali na zmęczonych,zaś tylko oczy Dracona były podkrążone.Hermiona zmarszczyła brwi kiedy stwierdziła,że zawsze miała takie sińce kiedy przepłakiwała całą noc.
Ich spojrzenia się spotkały,a dziewczyna wzdrygnęła się nieznacznie.Cierpienie wymalowane na twarzy chłopaka porażało swoją mocą,aż Hermiona spuściła wzrok.Oddychając spazmatycznie,szybkim krokiem wyszła z sali i opuszczając pierwszą lekcję,udała się do Pokoju Życzeń.Stanęła przy jednej z pułek,aby uspokoić swój oddech.W myślach powstarzała kojące słowa Ginny,które niewątpliwie jej pomagały.Podnosząc wzrok zauważyła,jak pomiędzy butelkami mieni się jakiś przedmiot.Przeszła kawałek i kucnęła,wstrzymując oddech.Na marynarce leżał scyzoryk,należący do Ślizgona.Obkręciła go kilka razy w dłoni,odszukując tego,czego nie udało jej się zobaczyć ostatnim razem.
Nie bój się słów-Widniał napis,który niewątpliwie miał drugie dno.Kierowana instynktem spojrzała na przeciwległą ścianę,a jej oczom ukazał się napis.Nie miała ani jednej wątpliwości,że twórcą był sam Malfoy.
 

Magia nie zmienia zbytnio świata.Właściwe jeszcze bardziej go komplikuje.
 

Przeczytała napis jeszcze raz,po czym podeszła do ściany i nie wahając się ani chwili dłużej,zaczęła kaligrafować odpowiedź.
Wiedziała,że prędzej czy później wiadomość zostanie przeczytania.W głębi duszy czuła,że robi dobrze.Kierowana Gryfońską naturą,chciała pomóc chłopakowi.Zadawała sobie tylko jedno pytanie.Czy jest na o gotowa?

**
-Idź pograć-polecił mu Blaise,który miał serdecznie dość humoru swojego przyjaciela.Nie był skory do rozmowy,a w jego sypialni została już tylko jedna szklanka.
-Masz rację-powiedział cierpko-Miłej zabawy z Wiewiórą,przyjacielu-dodał i nie oglądając się za siebie,wyszedł z dormitorium po drodze mijając Ginny.Posłał jej ironiczny uśmiech,który wywołał dreszcze na ciele dziewczyny.Schował ręce do kieszeni i udał się w kierunku swojego azylu.Nie chciał grać na fortepianie,ale bardziej nie chciał oglądać komedii romantycznej w wykonaniu Blaise'a i Ginny.Zastanawiał się dlaczego jego małe oczko w głowie,którym była sama Hermiona Granger,nie przyszła na eliksiry.Lubiła te lekcje,angażowała się w każdy eliksir,który musieli przygotować w parach,więc czemu jej nie było?Przeczesał ręką włosy,stwierdzając,że jest totalnym idiotą.Rozejrzał się po korytarzu i na swojej drodze napotkał znajomą osobę,czyli samą Gryfonkę.Dziewczyna stała i rozglądała się na boki z kamienną twarzą.W ręku trzymała czarną marynarkę,która niewątpliwie należała do niego samego.
-Nie rusza się nieswoich rzeczy,Granger-powiedział ostro,po czym wyciągnął rękę w jej stronę.Niezrażona tonem głosu dziewczyna podała mu jego własność,przelotnie patrząc w jego błękitne oczy.
-Trzeba lepiej pilnować rzeczy,Malfoy- odpowiedziała mu spokojnie,po czym odwróciła się na pięcie i odeszła zostawiając chłopaka samego.
**
Siedział na sofie i bacznie przyglądał się ścianie na której wczoraj wyładował swoje emocje.Nie musiał myśleć zbyt długo nad osobą,która mu odpisała.Ten mały zakątek,był ich wspólnym azylem do którego nie wpuszczali nikogo,poza sobą.W tym miejscu toczyła się własna historia,która niewątpliwie była dramatem.Zastanawiał się nad słowami Granger.Społeczeństwo magiczne dzieliło się na dobrych i złych,rodów czystej krwi oraz zdrajców.Draco Malfoy niewątpliwie był czystokrwistym osobnikiem społeczności magicznej.Tylko co z tego,jeśli i tak należał do grupy złych?Od dzieciństwa wpajano mu,że jest najlepszy,a szlamy trzeba tępić.Nauczono go maskować emocje,a brak miłości czy zrozumienia było na porządku dziennym.Skrzywił się nieznacznie,przypominając sobie lekcje tortur u samej ciotki Belli.Jej śmiech odbijał się echem po jego głowie,rozdrapując zaschnięte rany.Tępe zafascynowanie Czarnym Panem zaślepiło jej uczucia oraz zdrowy rozsądek.Ona wybrała tą złą drogę,a chłopak nadal stał na rozdrożu.Przeczesał swoje włosy,zdając sobie sprawę ze swojego ukrytego pragnienia.Chciał aby ktoś mu wskazał kierunek,aby zapalił światło i pomógł mu przejść przez drogę usypaną kamieniami.Nie był zły,był zagubiony.
Odstawił szklankę na stolik i podchodząc do ściany,ostatni raz przeczytał malutki napis tuż pod jego kaligrafią.


Nie wierzę,że ktokolwiek urodził się złym.

Uśmiechnął i wyjął z kieszeni scyzoryk,po czym na nowo zaczął rzeźbić.
**
Minął kolejny tydzień,a Hermiona wraz z Draco zaczęli się uśmiechać.Przełamali w sobie bariery niemożliwego,które nieświadomie ściągało ich na dno.Konwersacja,którą prowadzili na ścianie,przybrała inny tor niż myśleli.Hermiona,która zwykła przesiadywać w Pokoju Życzeń po zachodzie słońca,niezwykle emocjonalnie przybierała wagę do tego co Ślizgon jej odpisywał.Czuła dziwny ucisk w brzuchu,który nie był bolesny.Ona po prostu się cieszyła.
Draco,który nie był przyzwyczajony przesiadywać w Pokoju Życzeń w godzinach porannych,wybrał noc.Jego odwieczna przyjaciółka whisky towarzyszyła mu wytrwale,pomagając przełamać barierę.Słowa szatynki działały na niego kojąco.Czytał je z niedowierzaniem oraz pewną rezerwą,która nadal siedziała głęboko w nim.
Idąc korytarzem posyłali sobie spojrzenia,które tylko oni rozumieli.Potrzebowali siebie nawzajem.On był uzależniony od jej ciepłych oczu,zaś ona od jego szczerego uśmiechu,który widziała dwa razy w życiu.Potrzebowali bliskości,którą nawzajem sobie darowali.Przypadkowe otarcia lub styknięcia dłońmi odbywały się na porządku dziennym.Ich przyjaciele z niedowierzaniem patrzyli na każdy ich ruch,gest czy po prostu uśmiech.Nie byli gotowi na nic,nie chcieli poważnych słów oraz przesłodzonych komplementów.Chcieli tylko zrozumienia.
**
Grudniowy poranek powitał uczniów pierwszym śniegiem.Biały puch okrył gałęzie drzew,nadając im magii,której nie brak było w Hogwarcie.Pomimo mrozu,który panował na dworze,uczniowie postanowili zrobić małą wojnę na śnieżki,ulepić bałwana czy po prostu zrobić aniołka.Magię nadchodzących świąt można było wyczuć już na korytarzu,gdzie Irytek podśpiewywał cicho kolędy.W taki sam nastrój wpadła Hermiona,która miała na sobie gruby sweter z dwoma reniferami dopasowany do czarnych spodni.Ze skupieniem zajadała rogalika z marmoladą,przyglądając się swojej najlepszej przyjaciółce.
-Ginny,słonko-zaczęła z kpiącym uśmiechem-Nie wiedziałam,że herbatę można słodzić solą,brawo.
Ruda zaczerwieniła się,odsuwając od siebie kubek z płynem.Hermiona pokręciła głową i dalej delektowała się swoim rogalikiem.
**
Spotkali się przed wejściem do Pokoju Życzeń.Wyglądali beztrosko,jednak emocje siedzące w nich samych sięgały zenitu..
Przeszli przez pole gratów i obydwoje stanęli przed ich wspólną ścianą.Przeczytali ich całą konwersację,uśmiechając się przy tym lekko.Przekroczyli barierę,razem.
Draco wyciągnął scyzoryk i nie patrząc na dziewczynę,podszedł do ściany szukając wolnego miejsca.Znalazła je na samym środku,po czym zaczął pisać.Minęło dziesięć minut,a chłopak powrócił na miejsce,podając przedmiot Hermionie.Z bladym uśmiechem przeczytała napis.


Przeznaczenie,które mamy,jest przeznaczeniem,którym jesteśmy.

Przyłożyła ostrze do ściany i małymi literkami,zaczęła wypełniać wolne miejsce.Odsunęła się od swojego dzieła,oddając scyzoryk jego właścicielowi.Blondyn przejechał palcem po dłoni Hermiony,uśmiechając się blado.
Podszedł do ściany,czytając odpowiedź.


Co tak naprawdę jeden potępiony może przekazać drugiej potępionej istocie?

Chłopak zaśmiał się pod nosem,kaligrafując swoją odpowiedź.
Odsunął się,patrząc Hermionie w oczy.Dziewczyna przejechała palcem po jego policzku,po czym zabrała mu scyzoryk z ręki.Pokręciła z niedowierzaniem głową,czytając napis.


Nie można wcisnąć z powrotem pasty do tubki.

Chuchnęła,a pył osadził się na jej twarzy.Odkaszlnęła i przetarła oczy rękawem,odwracając się do chłopaka.Bez słowa podała mu scyzoryk,nadal oczyszczając swoją twarz.
Przeczytał jej odpowiedź,a w jego umyśle nastała potężna burza.Bił się z emocjami,które od dawna w nim zalegały.


Jesteśmy popieprzeni,Draco.

Westchnął głośno,zdając sobie sprawę z tego co czyni.Pełen obaw w nadziei o odrzucenie,zaczął powoli pisać.Skończył,ale nadal wpatrywał się w swoje dzieło.
-Podejdź tu,Granger-poprosił łagodnie.Niepewna dziewczyna podeszła do niego,po czym przeczytała napis.


Jest nadzieja dla nas,wbrew nam?

Niewypowiedziane pytanie,uderzyło Hermionie prosto w serce.Od kilku dni zmagała się z irytującym ją uczuciem,którym była miłość.Spuściła głowę,a po jej policzkach spłynęły słone łzy.Kochała go takim jaki jest.Każdy jego ruch przepełniony gracją,działał na nią tak samo.Każdy dotyk sprawiał jej przyjemność.Kochała jego spojrzenie,jego szyję,jego malinowe usta,jego ręce.
Wzięła głęboki wdech,zabierając z jego ręki scyzoryk.


Twój uśmiech nie sprawi,że świat zmieni się na lepsze,ale może sprawić,że mój mały świat nabierze kolorów.

Odsunęła się i oddała scyzoryk jego właścicielowi.Ich spojrzenia się spotkały,a oni utonęli w oceanie spokoju.Pomogła mu wybrać drogę,oświetlając ją lampkami.Złapała go za rękę i przeprowadziła przez kamienną drogę.
Pomógł jej odnaleźć drogę w wielkim labiryncie wspomnień.Oswoił przeciwności losu,aby delektować się jej spokojem.
-Dziękuję-szepnęła dziewczyna,łapiąc go za rękę.Pociągnęła nosem,po czym złączyła ich palcem w jedność.
Usłyszała ciche westchnięcie chłopaka i zmielone przekleństwo,po czym poczuła wargi blondyna na jej własnych.Mruknęła zaskoczona,kładąc swoją dłoń na jego policzku.Magiczna chwila trwała zaledwie kilka sekund przez,które obydwoje poczuli się wolni.Dziewczyna oparła swoje czoło o brodę blondyna,cicho chichocząc.
-Co my wyrabiamy,Granger?-spytał ją chłopak,odsuwając od siebie.Przejechał palcem po jej pełnych wargach,które wygięły się w szczerym uśmiechu.
-Nie wiem,Malfoy-szepnęła-Ale mi się podoba.
Pokręcił głową z niedowierzaniem i przytulił dziewczynę czując,że w swoich ramionach trzyma swój mały świat.


Proszę bardzo.
Nie podoba mi się,zastanawiam się czy nie usunąć i napisać od nowa.
Wszystko jest beznadziejne,przepraszam za opóźnienie.
Do napisania,nie wiem kiedy coś dodam.Nie liczcie na nic prędko.
Wasza skacowana Caroline.
Przepraszam za błędy,poprawię jutro.

wtorek, 4 czerwca 2013

Pomóż mi/cz.1

Miniaturka z dedykacją dla Edge- Mówiłam Ci,że z miejsca Cię polubiłam?Nie?To już wiesz:)
 
Siedziała na wysokim krześle w przestronnej kuchni.Pomieszczenie oświetlone było lampką,która rzucała światło jedynie na jej plecy.Pogrążona była w swoich myślach.Czuła się bezużyteczna,niczym pozostawiona lalka przez nieuważne dziecko.Zdawała sobie sprawę ze swojego beznadziejnego położenia,a drastyczne myśli w niczym nie pomagały.Ręce oraz plecy paliły ją niemiłosiernie od zadanych w nocy ciosów.Nadgarstki pokryte były zielonymi siniakami,a oko dziewczyny przybrało kolor fioletowy.Prychnęła cicho pod nosem,podnosząc kubek z herbatą.Brakowało jej siły fizycznej i psychicznej.Ciężko było jej podnieść kubek czy butelkę z wodą.
-Dlaczego tu tak ciemno?-usłyszała donośny głos swojego taty,który wszedł do kuchni-Co u mojej małej księżniczki?
Hermiona nie odpowiadała przez chwilę.Wspomnienia napłynęły,jak chmara motyli.
-Wszystko dobrze-szepnęła-Pamiętasz coś z wczorajszego wieczoru?
Wpatrywała się w postać mężczyzny,jak w obrazek.Ilustrowała jego dłonie,które wczoraj zadały jej ból pięć razy.Patrzyła na jego nogi,które wczoraj skatowały jej plecy.Spojrzała w jego oczy.Czekoladowe tęczówki emanowały rozbawieniem oraz pewną troską.
-Nie-odpowiedział szczerze-Czy moja księżniczka ma ochotę na naleśniki z czekoladą i bananami?
O mało co się nie rozpłakała.Nic nie pamiętał,kompletnie nic.
-Dziękuję,już jadłam-skłamała i upiła łyk herbaty.
-Znowu spadłaś ze schodów?Masz bardzo duże limo-zaczął mężczyzna,rozbijając jajka-Niezdara-dodał.
Szkoda tylko,że to Ty zepchnąłeś mnie z tych schodów,tatusiu-pomyślała.
-Dzisiaj jadę do Nory i zostaję tam już do końca wakacji-poinformowała go po chwili-Poczekam tylko na mamę,aby się z wami pożegnać.
-Baw się dobrze,ale pamiętaj-powiedział ostro-Musisz przynieść nam świadectwo z najlepszymi ocenami!
-Łatwizna-skomentowała,siląc się na uśmiech-O której mama wraca?
-Powinna być za 15 minut-mruknął z pełną buzią-Wychodzimy dziś do naszej starej dyskoteki,reaktywowali ją-powiedział radośnie,a Hermiona nie mogąc wytrzymać udała się do swojego pokoju.Łzy swobodnie leciały jej po policzkach,a umysł powoli odmawiał posłuszeństwu.Jedyna spokojna myśl to ta,że uwolni się od ojca alkoholika na całe 10 miesięcy.Drugą spokojną myślą było to,że nie wróci już tu nigdy.
**
-Fred,George!-krzyknęła Molly-Przestańcie się wygłupiać i pomóżcie Ojcu!
Bliźniacy jak na komendę przestali gonić się po podwórku i zgodnie z prośbą,zaczęli nosić drewno.
-Będzie ognisko?-spytała Ginny,marszcząc zabawnie czoło.
-Tak,moje dziecko-powiedziała wesoło starsza kobieta-Pomóż Hermionie rozpakować te wielkie walizy!
Ginny bez zbędnego gadania wbiegła po schodach na górę,byleby spędzić chociaż chwilę ze swoją przyjaciółką.Odkąd przyjechała zaszyła się w pokoju pod pretekstem zmęczenia,co szczerze zdziwiło Rudą.Po drodze minęła Harrego i Rona,którzy grali w eksplodującego durnia wraz z Billem i Fleur.
Kiedy wspięła się na drugie piętro,szybko odszukała odpowiednie drzwi i energicznie w nie zapukała.
-Proszę-usłyszała stłumiony głos i już po chwili znajdowała się w pokoju.Hermiona leżała zawinięta w pościel,a jedynym źródłem światła było źle zasłonięte okno.
-Zepsułam zasłonę,przepraszam-powiedziała cicho,widząc jak jej przyjaciółka przygląda się zniszczonej zasłonie.
-Nie ma sprawy-odpowiedziała jej lakonicznie-Posuń się,to pogadamy.
Jednak dziewczyna nie zrobiła tego o co prosiła ją Ruda.Zdziwiona i lekko zmieszana usiadła na pobliskim fotelu i zaczęła rozmowę.
-Nie odzywałaś się całe wakacje,powiedz co u Ciebie?
-Wszystko ok-szepnęła odgarniając włosy z czoła-Jest okej.
-Nie wydaje mi się-stwierdziła ze skwaszoną miną Ginny -Zejdziesz na ognisko?
-Jasne,troszkę zgłodniałam-przyznała Hermiona,podnosząc się na ręce.Syknęła cicho co nie uszło Ginny,która powoli zaczęła też wątpić w bajeczkę o schodach-A jak wy spędziliście wakacje?
-Grecja to piękne miasto,koniecznie musimy się tam wybrać,ale razem-powiedziała Ginny beznamiętnym głosem-Przestań syczeć,coś Cię boli?Chcesz eliksir?
-Nie-warknęła-Nie wtykaj nosa w nie swoje sprawy,Ginn.
-Szanowna Hermiono,jesteśmy przyjaciółkami-powiedziała ostro dziewczyna,a Hermiona nieznacznie się skrzywiła-I nie mam zamiaru Cie olać.Poczekam,jeśli zechcesz sama powiesz.
-Dziękuje-mruknęła i ponownie zakopała się w pościeli.Chciała zostać sama,nie chciała rozmawiać.Powstrzymywała słone łzy,które cisnęły się w jej kąciki oczu.Próbowała skupić się na jednej rzeczy i padło na cichy oddech Ginny,która wertowała kartki jej książce.Postanowiła zostać,widząc Hermionę w stanie nieszczęścia.Były przyjaciółkami,prawda?
**
-Ron zaśpiewaj swoją ulubioną piosenkę,jak za dzieciaka- naigrywał się z niego Charlie,który siedział i obracał kija z kiełbaską.
-Odwal się-burknął Ron i zatopił swoje zęby w pieczonym chlebie.Ognisko było dobrym pomysłem na koniec wakacji.Świeże powietrze i zachodzące słońce dały chwilowe ukojenie Hermionie,która z niedowierzaniem patrzyła na Fred'a.
-Siadaj na tyłku,ty idioto!-krzyknęła oburzona Ginny zachowaniem brata.
-Spaliłbyś sobie ubrania,imbecylu-powiedziała Hermiona,mrużąc niebezpiecznie oczy.
-Lepsze ubrania niż limo na pół twarzy-odpowiedział na jej zaczepkę,a ona poczuła jak łzy napływają jej do oczu.
-Lepsze limo niż brak mózgu-syknął w jego kierunku Harry,wstawiając się za przyjaciółkę.
-Uspokójcie się,jak wy się zachowujecie?-krzyknęła Pani Weasley- Jak niewychowane stado wilków,Fred przeproś Hermione!
Rudzielec podszedł do dziewczyny i z wyraźną skruchą wymruczał przeprosiny.Co z tego,jeśli ona straciła całkowicie panowanie nad swoimi emocjami?Delikatnie otarła pojedyncze łzy i z wymuszonym uśmiechem powróciła do życia.
**
Państwo Weasley udało się do domu zostawiając przy ognisku grupkę przyjaciół.Siedzieli i opowiadali różne historie,czasem śpiewając durne piosenki.Sielanka skończyła się gdy bliźniacy wrócili z alkoholem.Zwierzęcy strach w oczach Hermiony przybrał na sile,a ręce zacisnęły się na nogach.
-Ktoś ma ochotę?-spytał wesoło George i nie czekając na odpowiedź rozdał każdemu pomijając Fleur oraz Hermionę.
-Wszystko w porządku?-spytała ją Ginny,widząc jaki się trzęsie.Otworzyła swoje piwo,a słodki zapach owinął nos szatynki.
-Tak-powiedziała,jednak gdy spojrzała w oczy przyjaciółki coś w niej pękło.Usta zaczęły drgać,a z oczu poleciały łzy.
-Ginny...-szepnęła jedynie,bo cichy płacz zmienił się w szloch.Przestraszona dziewczyna przytuliła do siebie dziewczynę,jednak ta odsunęła się od niej z głośnym jękiem.
-Chodź-powiedziała łagodnie Ginny,biorąc za rękę szatynkę-Wszystko się ułoży,spokojnie...Hermiono,już spokojnie.Damy rade,razem...Słyszysz?-mówiła do niej,jednak do Hermiony nic nie docierało.Jej.oczy stały się puste,tak samo jak serce.Umysł wypełniły wspomnienia,a ona sama czuła,jak jej rany rozdzierają się na nowo.
-Hermiona- powtórzyła po raz kolejny Ruda,kiedy udało się jej posadzić dziewczynę na łóżku-Powiedz mi wszystko.
-Ginny...-zaczęła głęboko oddychać,czując dziwny ucisk w klatce piersiowej.
-Musisz się uspokoić,Hermiona do jasnej cholery uspokój się!-krzyknęła Ginny- Musisz oddychać spokojnie,no już dasz radę!
Dziewczyna powoli odzyskiwała panowanie nad oddechem,a systematyczne głaskanie Ginny po jej kolanie tylko jej pomógł.
-Powiedz mi-powiedziała ostrożnie Ruda,nie wiedząc czego się spodziewać.
-On..On mnie uderzył,dużo razy ...I moje oko,on mnie zepchnął ze schodów,tak to on ...I on pił i nadal pije i ...przychodził do domu i mnie gwałcił,a.....Potem mnie bił ...I rano,on nic nie pamiętał,rozumiesz?Mówił do mnie księżniczko i śmiał się,bo ze mnie niezdara i...On jest potworem-powiedziała i wybuchnęła niepohamowanym płaczem.Wtuliła się w oszołomioną Ginny szeptając ciche przepraszam.Głaskała ją po włosach praktycznie utulając do snu.
-Połóż się-poprosiła,patrząc na zachowanie przyjaciółki.Lekko ułożyła głowę na poduszce,a dopiero potem ułożyła resztę ciała.Wyglądała okropnie.Przykryła ją kołdrą i zaczęła nucić kołysankę.
-Hermiono?-spytała,gdy ta przestała płakać-Kim jest on?
-To mój Ojciec-wyszeptała,a jej policzki na nowo przykryła fala łez.
**
Ruda istota powolnym krokiem szła przez korytarz.Z dołu dochodziły ciche głosy rozmowy,pomieszane z brzdękiem naczyń.Otarła swoje łzy i stanęła w progu kuchni.Fred i George siedzieli i tępo wpatrywali się w talerze,Harry i Ron podziwiali sufit,a Bill przytulał Fleur.Charlie,który w chwilach stresu zazwyczaj pożerał tony czekoladek,siedział z niebieskim pudełkiem i z wyczekiwaniem patrzył na swoją siostrę.
-Co z nią?-spytał Fred-To przeze mnie?
Ruda pokręciła przecząco głową i stanęła obok Bill'a i Fleur.
-Co się stało?-ponowił pytanie Harry,nerwowo wybijając rytm na stole.Nie odezwała się,po prostu zaczęła płakać.Z bezsilności,bezradności i smutku.
**
Toczyła wewnętrzną walkę.Chciała się podać,chciała upaść i już nigdy nie wstać.Tak bardzo pragnęła zaznać spokoju,które było tak pięknie opisywane przez mugolskich uczonych.Jej skrzydła opadły,a bez nich czuła się mała.Zbyt mała by funkcjonować,jak normalny człowiek.Zbyt tchórzliwa,by spróbować odzyskać dawną siebie.W jej sercu świecił się mały promyk nadziei,którym był powrót do Howgartu.W duchu odmawiała mugolską modlitwę,prosząc o ukojenie.Myślała,że na nowo porwie ją nurt nauki,siedzenia do późna w bibliotece czy pisania wypracowań.Nie pomogło nic.W bibliotece przesiadywała udając przed Ginny,że się uczy.Tymczasem tępo wpatrywała się w otwartą księgę,a po policzkach płynęły łzy.Wiele osób zauważyło jej zmianę,ale nikt nie reagował.Gryfoni zajmowali się sobą,jedynie Ron i Alice zagadywali o jej samopoczucie.Straciła Herrego,najlepszego przyjaciela,który pławił się w luksusie niejakiej Cho.Od kiedy przeszli na nazwiska?Sama nie pamięta,ale wylała więcej łez jednego dnia, niż przez cały tydzień.
Jedynymi osobami,które z pewnym zapałem obserwowali jej poczynania była Srebrna Trójca Slytherinu.Draco,Pansy i Blaise specjalnie przesiadywali w bibliotece,chowając się za regałami,aby odgadnąć tajemnicę Granger.Byli Ślizgonami,uwielbiali zagadki,które wymagają podchodów i zmagań logicznych.Obstawiali,że tydzień i po robocie,szczególnie,że Blaise został Prefektem Naczelnym i dzielił dormitorium z Gryfonką.Tymczasem dziewczyna zaszywała się w sypialni i wychodziła tylko do toalety.Zawsze szczelnie otulona swetrem mimo,że na dworze panowały dodatnie temperatury.
Dzisiejszego dnia było podobnie,jednak pojawił się mały wyjątek.Hermiony nie było w bibliotece.Zdziwieni Ślizgoni w ciszy przemierzali korytarze w poszukiwaniu dziewczyny,jednak ich zmagania poszły na marne.
-Mam szlaban u McGonagall za dziesięć minut,zostawię was samych,a potem zdacie mi raport-powiedziała z uśmiechem Pansy-Żegnam Panów.
-Gdzie ona jest?-spytał po raz kolejny Blaise,odprowadzając wzrokiem Parkinson,która po chwili zniknęła za zakrętem.
-Gdybym wiedział to byśmy tutaj nie stali,jak dwa kołki-warknął w odpowiedzi i głośno westchnął.Ostatnim czasem przyłapał się na ciągłym myśleniu o Granger.Przez kilka dni w towarzystwie Ognistej Whisky,przyswajał myśl,że ona zachowuję się tak jak on kilka miesięcy temu.Tylko,że on potrafił przybrać obojętną maskę,a ona była na to za słaba.
-Gdzie wybrałaby się Granger,żeby posiedzieć w ciszy?-zadał pytanie,a Blaise zrobił minę,jakby odkrył nowy kontynent.
-Stary,a Pokój Życzeń?-wypalił nagle,otwierając szeroko oczy-Jestem genialny-skomentował,widząc cień aprobaty na twarzy Malfoy'a.
Przeszli przez korytarz,drugie piętro i po chwili znaleźli się przed marmurową ścianą.
-Musimy nałożyć zaklęcie kameleona,Draco- poinstruował go Blaise,wyciągając różdżkę.Cichy szept,dwa machnięcia ręką i nikt ich już nie zauważy.
Na ścianie pojawiły się wielkie wrota,które z lekkim skrzypnięciem otworzyły się dla dwójki Ślizgonów.
-Słyszysz?-szepnął Blaise,tuż nad jego uchem.Zmrużył oczy i wsłuchał się w śpiew,rozchodzący się z echem po pomieszczeniu.Skinął ręką i starając się niczego nie strącić,przeszedł przez pole gratów.Zbliżając się do źródła dźwięku wyłapał,że ktoś gra na jego prywatnym fortepianie.Zacisnął szczęki,zatrzymując się na chwilę.
-Fortepian?-spytał cicho Blaise z drwiącym uśmieszkiem-Daj spokój i chodź.
Zrobił młynka oczami i poszedł za swoim przyjacielem.Przystanęli dopiero wtedy,kiedy dotarli do celu.Przy białym fortepianie siedziała Hermiona,a po jej policzkach spływały łzy.Skąpe światło padało na jej bladą twarz,ukazując jej zmęczenie.Ręce głaskały klawisze fortepianu,jakby były czymś najcenniejszym na świecie.
Palce nacisnęły na pierwszy klawisz,a skupiona dziewczyna przestała płakać.Wzięła głęboki wdech i zaczęła śpiewać.Zachrypnięty głos rozszedł się echem po głowie Malfoy'a i Zabiniego.
-Salazarze-mruknął Blaise,patrząc na swojego kumpla,jednak on go nie słuchał.Stał oczarowany jej głosem,który brzmiał jak sto małych dzwoneczków rozwianych przez silny wiatr.Hermiona była małym dzwoneczkiem rozdeptanym przez życie.Każdy wysoki dźwięk,który wydawała przepełniony był bólem i cierpieniem.Głos jej drżał,a pojedyncze łzy skapywały na białe klawisze.
-Everytime I try to fly,I fall without my wings I fell so small-zaśpiewała,a dwójka Ślizgonów zdusiła łzy,które mimowolnie cisnęły im się do oczu.
-I see your face,it's haunting me-wychrypiała i przestała śpiewać,wycierając rękawem słone łzy.
Draco poluzował krawat,a Blaise omal się nie udusił,wstrzymując oddech.Nigdy nie widział,aby ktoś tak bardzo stoczył się na dół,nigdy.
-Ktoś idzie-poinformował go Draco,a on jak na komendę,przycisnął się do regału i wstrzymał oddech.Ktokolwiek idzie to idzie w ich stronę,a oni nie chcą być nakryci mimo zaklęcia.
-Hermiona?-usłyszeli głos,a po chwili w ich stronę szła Ginny,która opatulała się własnymi rękoma.Miała roztrzepane włosy,a na nosie parę okularów.
-Nie mogłam Cię znaleźć-powiedziała,stając obok przyjaciółki-Nie płacz.
-Ja już nie daje rady,Ginny- powiedziała łamiącym się głosem-Ciągle mam wrażenie,że ...On przyjdzie i ...Znowu będzie...To samo,a do tego...Blaise-zatrzymała się na chwilę i zamknęła oczy-Codziennie czuję zapach alkoholu,boję się mimo wszystko....Jestem wrakiem,Ginny- powiedziała cicho-Moje plecy....Możesz mi je ...Wyleczyć?Nie chcą się goić-dodała niepewnie,sama nie wiedząc co mówi.Blaise spojrzał na Draco,a zdziwienie zawładnęło jego ciałem.Draco Malfoy okazał uczucia.W jego oczach wymalowane było współczucie oraz iskierka złości.
-Nie gap się tak-szepnął,a jego chłodna maska wróciła na swoje miejsce.Zrezygnowany Blaise wrócił do poprzedniej czynności.
-Poczekaj chwilkę-poprosiła Ruda drżącym głosem i wybiegła z Pokoju,zostawiając Hermione.
Dziewczyna przetarła dłonią czoło,po czym ściągnęła rękawy,chowając ręce do środka.Pociągnęła nosem,a po kilku minutach wróciła do niej Ginny.
-Snape mnie zabije-powiedziała-Wykradłam mu to z jego kanciapy.
-Nie musiałaś-mruknęła Hermiona i ostrożnie usiadła na taborecie,odwracając się tyłem do przyjaciółki.Powolnymi ruchami ściągnęła sweter,ukazując plecy.Blaise zachłysnął się powietrzem,Malfoy wstrzymał oddech,a sama Ginny zamarła w bezruchu.
Okrągłe siniaki oraz nieliczne rozcięcia pokrywały blade plecy,nie chcąc się goić.
-Ginny..-szepnęła niemal z prośbą Granger,a Ruda ocknęła się z transu.Nie odpowiedziała,a z kieszeni wyjęła odpowiednią maść.Posmarowała nią plecy Hermiony najdelikatniej,jak umiała.Całemu poczynaniu przyglądali się Ślizgoni,którym humor prysł niczym mydlana bańka.
-Wypij to wieczorem,a rano wymieszaj to z sokiem dyniowym...-poprosiła ją Ginny,jednak Draco i Blaise nie usłyszeli dalszej części rozmowy.Wyszli,nie mogąc wytrzymać napięcia.
**
Minęły dwa dni od feralnego dnia,po którym Blaise wraz z Draco wlewali w siebie whisky,niczym małe dziecko mleko.Pansy,która nie była wcale taka głupia,przemilczała sprawę i postanowiła poczekać,aż sami ją poinformują widząc stan swoich przyjaciół.
Trwała lekcja eliksirów ze Slughornem,a na nieszczęście Hermiony musiała siedzieć z Malfoy'em.Przetarła oczy i lekko oparła się o oparcie,sycząc cicho.Nie aż tak cicho,bo Draco usłyszał go i spojrzał na nią z ciekawością.Nie chcąc zarobić szlabanu,wziął do ręki pióro i pergamin,po czym zaczął po nim pisać.
'Przestań syczeć,nie można się skupić'
Zwinął karteczkę na pół i podał ją Hermionie.Lekko zdziwiona dziewczyna otworzyła liścik,po czym skrzywiła się nieznacznie.
'Zamieniam się w węża,może zmienię dom?'
Naskrobała i wcisnęła mu zwitek otwartą rękę.Zmarszczył brwi,a kąciki jego ust uniosły się ku górze.Spojrzał na swoją towarzyszkę i stwierdził,że ona tylko udaję.Gra twardą dla pozoru.Gdybyś tylko wiedziała-pomyślał i cicho westchnął.
'Czerwony Ci nie pasuje,Granger.Pokój Życzeń,23'
Z nutką strachu oddał liścik Hermionie,dokładnie ilustrując jej twarz.Zacisnęła zęby,biorąc wdech nosem.Czuła przenikliwe spojrzenie blondyna na sobie,które jej przeszkadzało.Drżącą dłonią wyskrobała odpowiedź i sunęła zwitek do Draco.
'Tylko mnie strasz,proszę'
Chłopak zacisnął usta w wąską linie,a karteczkę schował do kieszeni.Czuł,że musi pomóc jej wyjść z tego stanu jednym dobrym,ale jakże ciężkim dla niego sposobem.Musiał się z nią zaprzyjaźnić.
**
-Nie ma mowy-syknęła rozjuszona Ginny,dowiadując się o nocnej schadzce Hermiony.Szatynka wzruszyła ramionami,wiedząc,że nikt nie zmieni jej zdania.
-Myślisz,że się zmienił?-spytała zrezygnowana Ginny- Pamiętaj,że jeden krzyk i wpadam.
-Wiem,Ginny.Nie martw się,odpocznij-powiedziała słabym głosem,przytulając przyjaciółkę-Dam radę.
Ginny westchnęła i wyszła z Hermioną ze swojego dormitorium.Zatrzymała się na się na środku Pokoju Wspólnego,mając nadzieję,że Hermiona zmieniła zdanie.
-Jeśli chcesz,możesz skorzystać z mojej toalety,Ginny- zaproponowała cicho Hermiona,ilustrując zdenerwowaną Rudą-Blaise zapewne siedzi u siebie,ostatnio go...Nie widuję-dodała.
Panna Weasley cicho podziękowała i usiadła na jednym z foteli,patrząc na ogień w kominku.Szatynka zarzuciła kaptur na głowę i podążyła na spotkanie.
**
-Draco?-szepnęła,stawiając duży krok omijając stare pudło.Lubiła tu przychodzić,aby pomyśleć czy pograć na fortepianie.
-Tu jestem-usłyszała jego chłodny głos,dochodzący zza regałów.Powoli przeszła po gratach,zatrzymując się na chwile przy ciekawych przedmiotach.Dotarła do swojego ulubionego miejsca,czyli tam gdzie znajdował się fortepian.
-Nie mogłabyś być Ślizgonką,za wolno chodzisz-skomentował Draco,uśmiechając się ironiczne.Dziewczyna nie odpowiedziała na zaczepkę i nieświadoma tego co robi,usiadła tuż obok swojego wroga.
-Chciałeś coś konkretnego?-spytała,przerywając ciszę.
-Zdejmij kaptur-poprosił sztywno-Chciałem pogadać.
Dziewczyna powoli zdjęła kaptur,po czym zasłoniła włosami prawe oko,które nadal było sine.Chłopak widząc to,przysunął się do niej i zanim dziewczyna zareagowała,odgarnął jej włosy na bok.
-Odsuń się- pisnęła cicho,a w jej oczach pojawiły się łzy.Paniczny strach przed dotykiem mężczyzny,zżerał ją od środka.
-Nic Ci nie zrobię-powiedział cicho,ale posłuchał się i odsunął od Hermiony.
-Nie dotykaj mnie,nie wyzywaj,nie dokuczaj i nie podchodź pijany,proszę-szepnęła,patrząc chłopakowi w oczy.Miały kolor delikatnego błękitu,który mieszał się z szarym-zauważyła Hermiona.
-Nigdy nie sądziłem,że to powiem,ale niech Ci będzie,Granger-mruknął i przeczesał swoje blond włosy.
-Co u...Ciebie,Malfoy?-spytała niepewnie dziewczyna,nie chcąc rozpoczynać dla niej ciężkiego tematu.Chłopak prychnął pod nosem i spojrzała przed siebie.
-Lepiej-odpowiedział lakonicznie-Stary przestał mną rządzić,matka przestała jęczeć-wzruszył ramionami-A co u Ciebie,Granger?
Szatynka nerwowo błądziła swoim chudym palcem po nodze,próbując się uspokoić.Nie chciała doprowadzić do kolejnego już ataku duszności i paniki.
-Oddychaj,Granger-powiedział nerwowo Draco,widząc co się z nią dzieje.Nie miał zamiaru jej dotykać,nie chciał jej spłoszyć,wolał kilka razy na nią krzyknąć.
-U mnie wszystko okej-szepnęła,gdy odzyskała władzę nad swoimi emocjami-Życie jest piękne-dodała,zaciskając dłonie.
-Przestań pieprzyć głupoty-mruknął chłodno Malfoy,a dziewczynie przeszły po plecach ciarki-Jest okropnie,wiem to ja i ty,przestań oszukiwać!
-Gówno wiesz,gówno widziałeś-powiedziała spokojnie,a Ślizgon o mało co nie wybuchł i się nie wygadał.
-Uwierz mi,Granger,wiem więcej niż Ci się wydaje.
Hermiona spojrzała w jego oczy,przepełnione niczym,dosłownie niczym.
-Aby na pewno?-spytała,przeszywając go na wskroś.Arystokrata zauważył,że dziewczyna ma małą żółtą kropkę na lewej źrenicy.Niespotykanie-stwierdził.
-Naucz mnie tego-wypaliła nagle szatynka,wstając i podchodząc do pobliskiego regału na graty.
-Czego?-spytał zdezorientowany-Zaczynasz mnie irytować,Granger.
-Dziwne,bo ja się Ciebie boję-szepnęła,nie patrząc na niego-Naucz mnie maskować emocje.
Zaśmiał się ponuro i pokręcił przecząco głową.
-Nie.
-Dlaczego?-pisnęła,odstawiając na miejsce zaczarowaną miskę.
-Wolę,żebyś miała uczucia,Granger-odpowiedział jej szczerze-Bądź rozsądna.
-Nigdy nie jestem-szepnęła.Odwróciła się i zakładając kaptur,usiadła z powrotem obok chłopaka.
Spojrzał na nią z podniesionymi brwiami,uśmiechając się z rozbawienia.
-Buntujesz się-bardziej stwierdził,niż zapytał-Zdejmij kaptur,nie kojarzy mi się dobrze.
-Mi żaden mężczyzna nie kojarzy się dobrze,a jednak tu siedzę-mruknęła.
-Wiem-warknął,zanim ugryzł się w język-Nieważne,Granger.
-Ta rozmowa nie ma sensu-powiedziała i powoli wstała,chowając ręce do kieszeni-Miłego życia,Draco.
Zostały jej dwa kroki do wyjścia,jednak uporczywe nawoływanie zatrzymało ją.Biła się z myślami,nie wiedząc co robić.Zacząć żyć od nowa,spróbować zapomnieć czy na nowo otulić się czterema ścianami?Po policzkach spłynęły jej łzy,była taka bezradna.Słyszała,jak Malfoy idzie i jest już blisko,co tylko jej przeszkadzało.Zostać,nie zostać,zostać,nie zostać.Jęknęła głośno,a chłopak stanął tuż przed nią.Jego oczy zdradzały tak często spotykany u niego chłód.
-Pomóż mi-szepnęła dziewczyna,decydując o nowym starcie-Nie zbliżaj się-dodała,widząc jak chłopak do niej podchodzi.Mimo,że startowała na nowo,bagaż wspomnień i lęk pozostał z nią i pozostanie przed długi czas.
**
Zdenerwowana Ginny krążyła po Pokoju Wspólnym szukając sobie miejsca.Jest noc,wszyscy już śpią,a ona łamie regulamin i czeka na Hermionę.Przystanęła na chwilkę i z głośnym plaskiem,uderzyła się ręką w czoło.Nie pomyślała,że jej przyjaciółka bez zbędnych tłumaczeń,wróci do swojego prywatnego dormitorium.To było takie oczywiste.
Ruda bijąc się z myślami,po chwili stwierdziła,że życie jest jedno i trzeba zaszaleć.Ubrała czarną bluzę,nałożyła na głowę kaptur i wyszła z komnaty.Idąc w ciemnościach,modliła się aby jej nikt nie złapał.Zrobiła ostatnie dwa kroki i wymawiając hasło,weszła do dormitorium Hermiony.
-Rudzielec!-usłyszała tuż za sobą,podskakując ze strachu-Odwiedziłaś mnie!
Odwróciła się i ujrzała Blaise,który szczerzył się do niej,jak dziecko na widok nowej zabawki.
-Cześć-mruknęła niepewnie-Pozwól,że poczekam sobie na Hermionę.
-Nie ma sprawy,powinni być za kilka minut-poinformował ją.
-Dlaczego nie śpisz?-spytała go,porywając ciasteczko,leżące na talerzu.Usiadła obok niego na czerwonej kanapie.
-Zajadam sobie ciastka-mruknął ponuro,patrząc jak Ginny wkłada do buzi,jego ulubione smakołyki.
-Ups-powiedziała z pełną buzią,co wywołało uśmiech na twarzy Ślizgona.
-Panno Weasley,nie ładnie tak łamać regulamin-powiedział i uśmiechnął się zadziornie-Nie spodziewałem się Ciebie tutaj,Rudzielcu.
-Kolejna zostawiła?Ile razy przyjmowałeś reklamację,skarbie?-spytała z przekąsem,zabierają mu kolejne ciastko.
-Widzisz,jak dobrze,że jesteś-syknął niezadowolony-Powiedz mi maluszku,ile razy to Ciebie wystawiono,huh?
-Raz-powiedziała zgodnie z prawdą-Kiedy miałam 7 lat.
-Kiedy ja miałem 7 lat,chodziłem po parku pisząc list do piątej dziewczyny z rzędu-powiedział i dumnie wypiął pierś.
-Jeszcze żadna nie odpisała?-spytała,wybuchają gromkim śmiechem.Blaise uśmiechnął się czule i spojrzał dziewczynie w oczy.Dotknął jej policzka,a jego ciepły oddech owinął jej twarz.
-Mówił Ci ktoś kiedyś,że wyglądasz,jak prawdziwa modelka z zadartym noskiem,pełnymi ustami,pięknymi oczami i seksownym ciałem?
-Nie-powiedziała skromnie,a na jej twarz wpłynął rumieniec.
-Bo nie wyglądasz-powiedział Blaise,a magiczna aura zniknęła wraz z głośnym plaskiem,gdy ręka Panny Weasley napotkała policzek Zabiniego.
-Dupek-warknęła i usiadła na kanapie,która znajdowała się naprzeciw Blaise'a.
-Uciekaj-rozkazał jej chłopak,powoli wstając ze swojego miejsca.Z iskierkami złości podszedł do przerażonej Ginny,która skuliła się w kłębek.Zaśmiał się cicho i podniósł dziewczynę.
-Odstaw mnie,idioto!-krzyknęła,próbując ugryźć go w rękę.
-Z tego co mi wiadomo,małe dzieci powinny spać,więc Twój kochany Blaise utuli Cię do snu!
-Na Merlina-mruknęła zrezygnowana Ginny,która została ułożona na wielkim łożu.
------
Czemu wszystko się pieprzy?
Miniaturka jest taka sobie,ale mam nadzieję,że wam się spodoba.
Druga część pojawi się jutro,by was ciekawość zjadła.
Dobranoc,bąbelki.

Przepraszam za błędy,sprawdzę i poprawię jutro.
Piosenka,którą śpiewała Hermiona,to Britney Spears-Everytime.