Hermiona
Granger,zdolna uczennica i pomocna przyjaciółka,chodząca encyklopedia
oraz żądna szczęścia innych osoba.Ale czy ktoś zastanowił się,czy ona
sama nie ma problemów?Czy nie potrzebuje pomocy?
Był
12 sierpień.Słońce powoli chowało się za horyzont,zostawiając po sobie
ostatnie promienie na twarzy szatynki.Szum fal działał na nią kojąco,a
śpiew mew dopełniał piękną melodie.Odkąd zaczęły się wakacje,życie
Granger nabrało ciemnych barw.Rodzice nie zważali na jej osobę,co chwile
gdzieś wyjeżdżając.Harry i Ron znaleźli swoje drugie
połówki,zapominając o swojej przyjaciółce.Jedynie Ginny,po której nigdy
by się nie spodziewała,regularnie ją odwiedzała i pisała
listy.Doskwierała jej samotność,brak akceptacji oraz
nienawiść do swojego ciała.Nie jadła zbyt dużo,jej twarz straciła swój
koloryt,iskierka w oku zgasła,a umysł eksplodował i nie chciał się
złożyć.Słone łzy spływały jej po policzkach,a usta wygięły się w
nieznaczny grymas bólu.Bolało ją,że została sama.Bolało ją,że nikt się
nią nie interesuje.Bolała ją świadomość,że miesiąc temu ją zgwałcono,a
jej misterny plan na życie poszedł się pieprzyć.Przyłożyła rękę do ust i
ugryzła się w nią,by stłumić fale łez.Pisnęła cicho i wzięła głęboki
wdech,zamykają oczy.Nie chciała żyć,chciała umrzeć.Skończyć to piekło
raz na zawsze,ale zawsze gdy przykładała różdżkę do skroni,po prostu
tchórzyła.
Owego
feralnego dnia,w którym stała pośrodku lasu,przyżekając sobie,że ze
sobą skończy znalazł ją jej odwieczny wróg-Blaise Zabini.Myślała,że po
prostu usiądzie i zobaczy jak jego zabawka do wyzwisk kończy swój
żywot,jednak on zrobił zupełnie co innego.Podszedł do niej,zabrał
różdżkę i szeptając jej do ucha,najzwyczajniej ją przytulił.Kto
spodziewałby się takiego czynu po arystokratycznym ślizgonie?Kto by
pomyślał,że on ma uczucia?Co najważniejsze kto by pomyślał,że wieczny
casanova dotknie szlamy?
Od
tamtego momentu,Blaise jest częstym gościem w domu Hermiony.Nie
rozmawiają jak nie muszą,milczą i napawają się sobą wiedząc,że sielanka
skończy się gdy wrócą do Hogwartu.
-Znowu się przejmujesz-usłyszała głos tuż za sobą.Nie musiała się odwracać,aby wiedzieć do kogo należał.
-Ktoś musi,Ginny.
Rudowłosa dziewczyna usiadła obok swojej przyjaciółki,kładąc swoją głowę na jej ramieniu.
-Mama zaprasza Cię do Nory,upiecze Twoje ulubione ciasteczka.
-Równie dobrze może je wysłać paczką-mruknęła.
-Nie
bądź wredna,Hermiono- powiedziała rozbawionym głosem Ruda.Lubiła
spędzać swój wolny czas z Hermioną.Zauważyła,że zaszła w niej
zmiana.Stała się oschła i wredna,jednak jej to nie przeszkadzało.Kochała
ją i mimo sprzeciwów zostawała z nią w trudnych chwilach,kiedy Hermiona
miała ataki płaczu lub agresji,bo takowe też się zdarzały.
-Przyjadę,ale śpię u Ciebie-uśmiechnęła się blado.
-Poduszka już czeka,ale zabierz swój ulubiony koc.
-I ulubioną piżamkę-zaśmiała się.
Dwie
dziewczyny łączyła specyficzna więź.Mogły siedzieć godzinami i patrzeć w
zachodzące słońce,albo mogły rozmawiać jak najęte.Obydwie miały do
siebie należyty szacunek,jedna drugiej dziękowała.Hermiona była jej
wdzięczna za to,że Ruda potrafiła doprowadzić to tego,że na jej twarzy
pojawiał się uśmiech.Uwielbiała Ginny za jej bezinteresowność.
1
wrzesień,był dniem powrotu do szkoły.Nie chciała tak wracać,chociaż
zawsze uważała Hogwart za swój prawdziwy dom,teraz był jej obcy.Uciechą
dla niej było jej własne dormitorium,absurdem że musi dzielić je ze
Ślizgonem.
Z
oddali widziała,jak Ron ściska swoją wybrankę-Katie,a Harry jak czule
żegna się z Rose.Dostrzegła również nikły ból na twarzy Ginny.Sentyment
został-pomyślała i lekko uśmiechnęła się do swojej kompanki.
-Malfoy
się zbliża-ostrzegła ją Ginny,wlepiając swój wzrok w punkt za jej
plecami.Odwróciła głowę i zauważyła grupkę ślizgonów.Malfoy,Zabini i
Parkinson.
-Parkinson z nimi,a gdzie jej idolka Astoria?-sarknęła Ginny,unosząc jedną brew.
Pansy
szła na przodzie,praktycznie nie zważają na nikogo.Dało się zauważyć,że
tak samo jak Hermiona -zmieniła się.Różowe spódniczki zmieniły się w
czarne spodnie,lakier na paznokciach stał się czerwony,a niepotrzebny
makijaż zniknął z jej twarzy.Wyglądała o dużo lepiej.
-Księżniczka Astoria kroczy-szepnęła szatynka do Ginny na ucho.
-Będzie przedstawienie-pisnęła Ruda,udając samą Astorie.
Pansy zatrzymała się,gdy owa królowa zagrodziła jej drogę.Z po wątpieniem zmierzyła swoją rywalkę i spojrzała jej w oczy.
-Pansy,co ty masz na sobie?
-Ubrania,Astorio,ubrania-mruknęła znudzonym głosem.
-Czyli odchodzisz od nas,tak?I dobrze,znajdziemy kogoś innego na Twoje miejsce!-pisnęła.
-Proszę
bardzo,nędzna kreaturo.Zresztą zobacz na siebie,z tego co pamiętam to
fiolet za cholerę nie gra z czerwienią,więc wpadka siostro-uśmiechnęła
się zadziornie,patrząc na Malfoy'a,który razem z Zabinim miał niezły
ubaw.
-Za to ty spójrz na siebie,wyglądasz jak pospolita szlama,której miejsce jest tylko przy garach!
Zaległa
cisza,Ginny napięła mięśnie wiedząc co zaraz nastąpi.Blaise również
przestał się uśmiechać,jedynie Hermiona pozostała rozluźniona,aczkolwiek
w środku aż się gotowała.Była niczym wulkan,z zewnątrz wygląda
spokojnie,ale wewnątrz wrzało.
-Zamknij się,Astoria- warknęła Hermiona,robiąc kilka kroków w stronę ślizgonek.
-Kolejna pospolita szlama,proszę proszę chyba ktoś zaciągnął Cię do garów,rączki już nie te-zaśmiała się.
-Może
i nie te,ale jednak coś w nich jest,wiesz co to?To siła i jeśli jeszcze
raz powiesz na mnie szlama,to powybijam Ci zęby i zrobie sobie z nich
naszyjnik,rozumiesz?
-Skoro nie szlama,to może dziwka?-powiedziała niewzruszona Astoria
-Z
tego co mi wiadomo,to wszystkie latarnie na różowej ulicy są zajęte
przez Ciebie,więc przykro mi,ale nie udał Ci się żart-rzekła chłodno
Granger.
Pansy,która dotychczas była cicho,zaśmiała się i poczuła respekt do Hermiony.Może wcale nie jest tak zła?
-Czyli to prawda-mruknęła Hermiona-A teraz żegnaj,skarbie.
Szatynka
uniosła głowę wysoko i pomaszerowała do Ginny,która szczerze się
zaśmiała.Wzięła swoją podręczną torebkę i razem poszły szukać wolnego
przedziału.
**
Blaise
siedział w swoim prywatnym przedziale z Draco i Pansy.Dziewczyna pod
pretekstem zmęczenia,wygodnie ułożyła się na Blaisie i spała.Nie miał
jej za złe,że zrobiła sobie z niego materac,jest jego przyjaciółką i dla
niego to normalne.
-Granger zrobiła się wyszczekana-zaczął Draco- Trzeba ją utemperować.
-Daj spokój,Smoku-powiedział poddenerwowany,kładąc swoją rękę na talie Pansy.
-O co Ci chodzi,Diable?Może jeszcze mi powiedz,że zostałeś ojcem,a matką jest Granger-warknął.
-Tak,a na Barbadosie mamy wypasioną chatę,wpadaj kiedy chcesz.
-A pokój swój mam?
-Nie,śpisz z psami-powiedział-Zamknij się-dodał widząc,że Malfoy chce coś odpowiedzieć.
-Masz jej nie wyzywać w mojej obecności,jasne?-powiedział.
-To szlama,zrobię z nią co będzie mi się podobać.
-Jest
też człowiekiem,Draco- mruknął przeczesując swoje włosy.Wiedział,że
jego argumenty i tak nie podziałają.Taki jest Malfoy,nic się nie da z
nim zrobić.
-Gówno mnie to obchodzi,Blaise-warknął i wyszedł z przedziału.
**
Minął
równy miesiąc odkąd zaczął się rok szkolny.Hermiona siedziała na Wieży
Astronomicznej i jak zwykle się przejmowała.Schudła,przestała pokazywać
się na posiłkach,nie zgłaszała się na lekcji,co zauważył Snape i omal
nie odjął jej punktów za to,że była nie aktywna.Najgorsze było to,że
musiała mieszkać z Malfoy'em.Codzienne obelgi z jego strony doprowadzały
ją do płaczu lub ataku agresji.Z Blaisem rzadko rozmawiała,czasem
dostawała tylko krótkie liściki,na które odpisać nie mogła.Ostatnimi
czasy coraz częściej myślała o samobójstwie.Nie chciała już żyć.
-Będziesz chora-rozbrzmiał głos za jej plecami.
-Od kiedy to obchodzi Cię mój los,Parkinson?
Czarna
uśmiechnęła się lekko i usiadła na przeciw Hermiony.Słońce górowało nad
widnokręgiem,a ciepły wiatr otulał twarze nastolatek.
-Codziennie tu przychodzisz,prawda?-zapytała Pansy.
-Codziennie.
Pansy
nie była głupia,tak jak o niej mówiono.Wiedziała,kiedy człowiek nie
chce rozmawiać,znała mowę ciała.Miała dług wobec Granger,i mimo wszystko
chciała go spłacić.
-Jestem Pansy-powiedziała,wyciągają rękę do nieufnej szatynki.Ta zaś rozmyślała czy to nie jakiś podstęp,nie ufała ludziom.
-Hermiona- ucięła krótko,nie uściskają dłoni- Chcesz spłacić swój dług,huh?
-Jesteś inteligenta i sprytna,jak ślizgonka -mruknęła- Masz rację.
-Chcę się normalnie spotkać z Blaisem-powiedziała szybko,uważnie patrząc na twarz Czarnej.
-Pokój Życzeń,dzisiaj o 23-rzuciła krótko Parkinson i nie żegnając się z Hermioną,zbiegła po schodach na dół.
**
-Ginny,jeśli chcesz to możesz tu zostać-powiedziała Hermiona,ubierają czarną bluzę z kapturem.
-Nie wiem,czy chcę spotkać Malfoy'a na swojej drodze-zaśmiała się,nakręcając na palec swoje rude włosy.
-Zawsze możesz go zabić-uśmiechnęła się Hermiona,całując Rudą w czoło-Wrócę za godzinę,może dwie
-Romantycznie,świeczek nie bierzesz?
-Blaise będzie miał-mruknęła z przekąsem szatynka i wyszła,kierując się do Pokoju Życzeń.
'Blaise'-pomyślała,a na pustej ścianie ukazały się wielkie wrota.Pchnęła je i weszła do środka.
Nie lubiła tego miejsca,ale jak mus to mus.
-Blaise?-powiedziała głośniej niż miała w zwyczaju,przecież ktoś mógł tu być.
-Hermiona?-usłyszała,a postać wysokiego chłopaka wyłoniła się zza sterty książek i krzesełek.
Dziewczyna przełknęła ślinę,wiedząc,że przy Blaise może się
rozpłakać.Dała upust emocją,które ciążyły jej od kilku dni.Zalegały w
jej sercu,oraz umyślę dając kolejne powody do zniknięcia z tej planety.
-Spokojnie,mała-szepnął jej na ucho,gdy ta wtuliła się w niego jak małpka.
-Nie daje rady,Blaise-powiedziała cicho-Nie chce już żyć,to mnie przytłacza.
-Co Cię przytłacza?-zapytał,unosząc ją w powietrze,była taka
lekka.Skarcił się w duchu za to,że zapomniał wciskać jej jedzenia na
siłę.Usiadł na pobliskiej kanapie,która była cała w kurzu.Przyciskają
Granger do swojego ciała,czuł że powoli staje się dla niego jak młodsza
siostra,która potrzebuje ochrony.Miała zamiar ją chronić,do końca życia.
-Jestem nic nie wartą szlamą,brudną i tylko przeszkadzam każdemu w
życiu.Jestem nikim,Blaise,nikim ważnym.Nienawidzę siebie-powiedziała
cicho i wybuchnęła płaczem,zwijając się w kłębek.
-Draco Ci tak nagadał?-zapytał,czując że wzbiera się w nim nieopisana złość.
Dziewczyna tylko kiwnęła głową i pomimo,że brakło jej sił,złapała
Blaise'a za rękę.Uścisnęła ją i szepnęła ciche dziękuję.To było dla
chłopaka wystarczające podziękowanie za wszystko.Nie raz myślał co by
było gdyby nie naszła go ochota na spacer po lesie.Wzdrygał się na samą
myśl,bo każdy ma prawo do szczęścia.Nawet taka Granger.
**
Ginny siedziała na fotelu i przeglądała Proroka,który nie był ciekawą
lekturą.Westchnęła cicho i zamknęła oczy,rozkoszując się ciszą,której
zazwyczaj brakuje w wieży Gryffindoru.Jednak nie cieszyła się zbyt
długo,ciszę przerwało głośne wejście smoka,czyli samego
Draco.Zdenerwowana wyszła z pokoju,i zakładając rękę na rękę spojrzała
na blondyna.
-Zachowuj się ciszej,do cholery-warknęła.
-Z tego co mi wiadomo,ja tu mieszkam,więc będę robić co mi się żywnie podoba,Weasley- powiedział z pogardą.
-Hermiona też tu mieszka.
-Nie zauważyłem-mruknął rozdrażniony-Wynoś się stąd.
-Nie,Malfoy.
Jak na złość usiadła na przeciw niego i z prowokacją patrzyła mu w w
oczy.Nie lubiła tej oziębłej fretki,która traktowała Hermione jak
śmiecia.W tym momencie miała ochotę go udusić.
-Wkurzasz mnie,Malfoy- powiedziała,przeczesując swoje długie włosy.
-Nawzajem,Weasley.
-Jesteś sukinsynem,wiesz? Hermiona cierpi.
-Cieszę się niezmiernie-powiedział rozbawiony.
Ginny spojrzała na niego z bezradnością.Ze łzami w oczach
wstała,kierując się do sypialni Hermiony.Zamykając drzwi,skierowała
ostatnie słowa do blondyna.
-Myślałam,że będziesz inny niż Twój Ojciec,myliłam się...Jesteś gorszy.
Zamknęła drzwi,ciesząc się w duchu,że już dzisiaj nie zobaczy jego twarzy.
**
Minęło kilka dni od rozmowy Hermiony i Blaise oraz Draco i Ginny.Cała
czwórka chciała żyć normalnie,jednak tamten dzień każdemu zapadł w
pamięć.Ginny,która coraz bardziej martwiła się o
przyjaciółkę.Hermiona,która zrobiła się cicha i niedostępna.Blaise,który
o mało co nie rozszarpał blondyna,kiedy zobaczył go na
śniadaniu.Przeszła mu ochota dopiero wtedy,gdy jego przyjaciel zadał mu
pytanie,cholerne pytanie na które nie znał odpowiedzi.
-Blaise-zaczął arystokrata-Czy ja jestem taki sam,jak mój Ojciec?
Chciał odpowiedzieć,że nie jest,jednak co jeśli właśnie taki
jest?Potrafił być zimny i okropny,kiedy tylko naszła go ochota.Potrafił
zmieszać z błotem każdą osobę,zwłaszcza Granger.Czy on kiedykolwiek
okazał uczucia wobec kogokolwiek?Czy kiedykolwiek powiedział komuś
szczerze dziękuję bądź przepraszam?Tak,Draco Malfoy jest kopią swojego
Ojca.
-Tak.
Blondyn skinął głową i wyszedł z sali.Blaise wiedział,że niepotrzebna mu
rozmowa ani głupie pocieszanie.Teraz miał coś ważniejszego na
głowie.Gdzie jest do cholery Granger?
**
Ginny omal nie wypluła płuc,gdy znalazła się w Wielkiej Sali.Z nadzieją
przeleciała wzrokiem stół Gryffonów,poszukując burzy loków.
-Kurwa-warknęła i nieprzejmując się niczym,pomaszerowała do stołu Ślizgonów,stając obok Zabiniego.
-Cześć,wiesz gdzie jest Hermiona?-zapytała,nadal oddychając nierównomiernie.
-Nie wiem,nie ma jej w sypialni?-zapytał przestraszony.
-Nie ma jej nigdzie-mruknęła cicho,była bliska łez.Gdzie jest jej przyjaciółka?
Casanova Slytherinu widząc to,porzucił wszystko i łapiąc dziewczynę za rękę ,wyszedł z nią z sali na poszukiwanie Granger.
**
Stała na brzegu jeziora,ukrytego w głębi lasu i cicho łkała.Pragnęła nie
być tchórzem i skończyć to wszystko.Uciec,zapomnieć i być wolną
osobą,albo nieszczęśliwym duchem.Wzięła głęboki wdech i robiąc jeden
krok do przodu,zanurzyła swoje nogi do kolan w wodzie.Cierpienie
przeszywało każdy kawałek jej ciała.Serce powoli rozrywało się na
kawałki,a w głowie miała Meksyk.Nie panowała nad sytuacją,zwaną
życie.Drugi krok był śmielszy,woda sięgała jej do pasa.Wiedziała,że gdy
zrobi jeszcze jeden krok, to wpadnie prosto w wielką dziurę,zwaną
otchłanią.Potrzebowała kogoś bliskiego,nie mogła patrzeć na siebie w
lustrze.Chciała być tylko szczęśliwa,czy to tak wiele?
Podniosła jedną nogę,chcąc zrobić krok ku końcowi.
-Nie rób tego,Granger-rozbrzmiał głos Malfoy'a- Wyłaź.
-Zrobię to-powiedziała płacząc jak małe dziecko-Jestem nikim,zrobię to.
-Wyłaź Granger,bo wejdę tam po Ciebie!-warknął i zdjął czarną bluzę.
Nie wiedział czemu to robi,musiał.To był impuls.Przytaknięcie
Blaise'a,sprawiło,że poczuł się jakby dostał młotkiem w twarz lub kubłem
zimnej wody.Nie chciał być,jak jego Ojciec.Obiecał to sobie,a
Malfoy'owie dotrzymują słowa.
-Nikomu nie jestem potrzebna,nikomu!-krzyknęła z determinacją w głosie-Nie chcę już żyć.
-Wyłaź mi z tej wody.Masz dla kogo żyć,Weasley na Ciebie czeka...do jasnej cholery,wychodź z tej wody!
-Ginny sobie poradzi,jestem tylko ciężarem....nikt mnie nie lubi-majaczyła.
Draco wiedział,że woda była lodowata i robiła swoje,gdy siedziało się w
niej zbyt długo.Majaczenie,odmrożenia i ciężkie choroby.Zdjął buty i
powoli wszedł do jeziora.Nie mógł pozwolić by się zabiła,nie mógł.
-Granger,chodź tu do mnie-powiedział spokojnie,wyciągają przed siebie ręcę.
-Nie dotykaj mnie!-krzyknęła-Twój koszmar się skończy Malfoy,nie będziesz musiał mnie oglądać...nigdy więcej!
-Przestań,do jasnej cholery i chodź tu do mnie!
Hermiona spojrzała na Malfoy'a jak na kosmitę.Po jakiego kija on chce jej pomóc?
-Nienawidzisz mnie,jestem tylko szlamą...daj mi umrzeć,do kurwy!-krzyknęła,chwytając się za włosy.
-Hermiona -powiedział spokojnie,po raz pierwszy wymawiając jej imię-Chodź do mnie...proszę.
**
-Gdzie jest ta cholera?-warknął Blaise,gdy razem z Ginny zatrzymali się na błoniach.
-Co jeśli ona...-zaczęła Ginny,ale nie dane jej było skończyć,gdyż usłyszał krzyk Hermiony.
-Jezioro...-szepnął i pociągnął Ginny za rękę,biegnąc do lasu.Ruda
dziękowała w duchu,że była na tyle wysportowana,iż bez problemu nadążała
za jej kompanem.
Biegli szybko i nie zważali na to,że gałęzie ich poraniły.W pewnym
momencie Blaise się zatrzymał i wyciągając rękę,złapał Ginny i
przyciągnął do siebie.Stykali się nosami,co zdekoncentrowało Ginny.
-Ciii,zobacz tam-szepnął,a jego ciepły oddech owinął twarz Rudej.Jak
powiedział,tak zrobiła i to co zobaczyła zbiło ją z tropu.Malfoy stał w
samych spodniach i kurczowo obejmował Hermione,która trzęsła się z
zimna.Na jej wychudzonym ciele spoczywała bluza ślizgona,a swoje nogi
chowała pomiędzy jego.
-Nie wierzę,co mu się stało?-spojrzała na Blaise'a,który lekko się uśmiechał.
-Po prostu nie chciał być ,jak jego Ojciec.
**
Minęły dwa miesiące.Hermiona powoli dochodziła do siebie,jednak nie raz
jeszcze potrzebowała pomocy,któregoś z jej przyjaciół.Blaise i Ginny
zakochali się w sobie na amen,co szatynka skwitowała szczerym
uśmiechem.Pansy okazała się miłą osobą i czasem zaglądała do
Hermiony,przynosząc jej ciasteczka.Największym zaskoczeniem dla Panny
Granger był sam Draco.Przyzwyczaiła się do jego obecności.Mieli w
zwyczaju uczyć się razem,lub po prostu siedzieć w ciszy.Od momentu nad
jeziorem,stali się dla siebie bliscy.Cieszyli się sobą w subtelny
sposób.Wystarczyło,że obydwoje czytali książkę,a ich nogi stykały
się.Nikt z nich nie wypowiedział dwóch słów,nie były potrzebne by
wiedzieli co do siebie czują.Ich wspólne dormitorium stało się dla nich
azylem,a ich ramiona końcem świata.Na zawsze,huh?
Szpitalnie
życie,kiedyś mnie wykończy.Pisane i publikowane na telefonie,pewnie
znajdą się literówki.Miłego dnia,liczę na komentarze kochani :)
Śliczna ! :) Początkowo myslalam ze moze Hermiona i Blaise ale jednak nie ;) Prze wspaniale piszesz :* Pozdrawiam i życzę weny ! :)
OdpowiedzUsuńPiękne ♥ Naprawdę. Myślałam że się normalnie popłacze jak to czytałam♥
OdpowiedzUsuńChiyo.
Cudooooo!!!!!!
OdpowiedzUsuń